Cooper Island – Wrażenia

Mam słabość do gier, kóre rosną na stole podczas rozgrywki. Czy to karty, które układane obok siebie tworzą ulicę lub domy, czy to płytki zrastające się w miasto czy mapę, czy to drewniane kwadraty budujące piramidę. W tym wypadku gra rośnie wzwyż.

Tytuł: Cooper Island
Liczba graczy: 2-4
Wiek graczy: 12+
Czas rozgrywki: 60-120 minut
BGG Complexity: 4.16/5
Ocena BGG: 7.7
Mechanika: Worker placement, tile placement

W Cooper Island będziemy rozbudowywać nasze wyspy, zdobywać zasoby, wznosić statuy, budować łodzie i fortece. Wysyłamy naszych zwyłych i specjalnych robotników na pola akcji, wypełniamy cele, żeglujemy dookoła wysp i zdobywamy punkty. Kładziemy płytki na naszej wyspie, jedna na drugiej, patrzymy jak wszystko rośnie i się powiększa. Gra nie byłaby euraskiem, gdyby nie było w niej fazy żywienia robotników. Jeśli nie możemy wykarmić naszych ludzi, nasz statek nie będzie mógł się przesunąć. Do tego są akcje bonusowe, akcje specjalne, akcje dodatkowe, jest tego sporo, a to wszystko mieści się w pięciu rundach. Uff.

WYKONANIE

Ok, powiedzmy sobie na wstępie, Cooper Island nie jest jakąś super piękną grą, ale nie jest też nieprzyjemna dla oka. Mamy sporo elementów, lniany worek pełen płytek, kolejną torebkę pełną mniejszych płytek, żetony kotwicy, dużo kolorowych kostek, monety, drewniane elementy gracza. Niektórych z nich nie będziemy nawet dotykać podczas rozgrywki, wszystko zależy od naszej strategii, i od tego, co nam podpowiadają karty. Och, no tak, karty, tych też jest sporo. Karty punktacji końcowej, karty budynków, karty handlu. Serio, nie wiem jak będą się one nazywać w polskiej wersji, nie pamiętam nawet jak nazywają się w oryginale, ale czy to ma znaczenie?

Wszystko usłane jest ikonami. Planszetka gracza pełna ikon, strzałek, slotów na budynki. Do tego druga planszetka gracza, znów pełna ikon i żetonów. Im więcej graczy, tym więcej miejsca potrzebujemy na stole. Na dwie osoby na stole-hexie było akurat, no ale kto ma taki stół w domu.

Grafiki na żetonach są ok, czytelne, widać dokładnie różnicę między górami, lasami, łąkami i obozami. Każdy rodzaj terenu produkuje inne kostki, kiedy pojawia się na planszy. Góry-kamień (szare), lasy-drewno (brązowe), łąki-jedzenie (różowe) i osady-materiał (fioletowe). Wszystko tu im wyższe tym lepsze. Kostki na pierwszym poziomie warte są 1, na drugim – 2, i tak dalej. Góry, które są 3 i wyższe, mogą również produkować złoto.

ATMOSFERA

Jesteśmy zewsząd otoczeni wodą, jednak podczas rozgrywki jest suchutko, jak w sercu pustyni. Tak bardzo dymi Wam czacha, że ciężko doszukać się atmosfery. Nie czujecie się jak odkrywcy czy żeglarze, raczej jak zapracowani księgowi na trzeciej podwójnej zmianie. Jest wiele opcji i jeszcze więcej decyzji. Można się czasem przyblokować budując zbyt szybko, można przypadkiem zmarnować akcję, jeśli się dobrze nie zastanowimy. Czy położyć tę płytkę teraz i za zgarnięte zasoby zbudować budynek, czy może lepiej wyburzyć ruiny, aby zrobić miejsce na statuę, która daje nam punkty dzięki pewnej karcie. A może jednak warto zainwestować w budynki, co pomoże nam zdobyć kolejnego pracownika, ale czy będziemy w stanie go wyżywić? A co z naszymi statkami, przesunąć mniejszy, który zbierze zasoby po drodze, a może lepiej przesunąć większy, który da nam punkty. Decyzje, decyzje. Pięć rund decyzji.

Nie doszukujcie się atmosfery, bo Cooper Island do typowe euro. Suche, pełne matmy, ikon, strzałek, liczenia i decyzji.

REGRYWALNOŚĆ

Nuta losowości i liczba strategii, to to co daje grze Cooper Island regrywalności. Może powinnam jednak zbudować łódź zamiast tego budynku w drugiej rundzie? Może warto spowolnić nasz statek na rzecz handlu czy budowy statuy? Pamiętajcie, piszę to wszystko po pierwszej rozgrywce. Nie mam gry w domu, ale bardzo ją chcę. Gdybym mogła, zagrałabym znów w tej chwili. Czy to jakoś Wam pomaga?

Po jednej rozgrywce niczego nie mogę Wam obiecać. Ale wiem, czuję, że każda rozgrywka będzie inna. Nie mechanicznie, ale strategicznie. Za każdym razem Wasza wyspa będzie wyglądać inaczej. Raz będziecie inwestować w statuy, innym razem będziecie chcieli mieć jak najwięcej nieodkrytych miejsc, więc będziecie budować wzwyż.

TRUDNOŚĆ I CZAS

Jeśli kiedyś Cooper Island wyląduje na mojej półce, postawię ją na tej cięższej, obok Trismegistusa (3.99), Teotihuacan (3.75) i Founders of Gloomhaven (4.13).

Zasiedliśmy do naszego stolika w kafejce o 18:05, zamówiliśmy żarcie i otworzyliśmy pudełko. Kiedy je zamykaliśmy na zegarze była 20:20. Nie zauważyłam, kiedy to zleciało. Podczas rozgrywki nie spojrzałam na zegarek ani razu.

Zasady napisane są na tyle jasno, że nie musieliśmy do nich co chwilę zaglądać. Ale jest tego trochę, przeczytanie jej, ustawienie gry i ogarnięcie wszystkich ikon zajęło nam około 35 minut, z przerwą na przekąskę. Sama gra mimo, że trwa te 90 minut, nie dłuży się, chociaż im więcej graczy, tym więcej czasu przy stole. Wiemy, że mamy tylko 5 rund, więc jest światełko we mgle.

OSTATNIE SŁOWO

Cooper Island to gra, która pożera czas, miejsce na stole i szare komórki, ale robi to tak dobrze, że istnieje zagrożenie syndromem Sztokholmskim. Po jednej grze zdecydowanie chcemy więcej!

0 Udostępnień