Niedzielni Planszowcy – Wyścig czy Wyprawa?

Sama do końca nie wiem, czy to Wyścig (z niemieckiej wiersji – Wettlauf), czy to Wyprawa (z angielskiej wersji – Quest) do El Dorado. Tematycznie pasuje Wyścig, chociaż tłumaczenia widziałam obydwa. Tak po prawdzie, to to tak po trochu i to, i to.

El Dorado, jak już wiemy, będzie niedługo dostępne w Polsce od wydawnictwa Nasza Księgarnia. Jest to tytuł prosty i przystępny, dlatego podchodzi pod kategorię gier rodzinnych. El Dorado to deckbuilder z minimalną dawką negatywnej interakcji, w którym ścigamy się, by być pierwszym odkrywcą Złotego Miasta.

Podczas rozgrywki wcielamy się w poszukiwacza El Dorado, który za wszelką cenę chce znaleźć je pierwszy. Przedzieramy się przez gąszcz dżungli, piaski pustyni i głębiny jezior, wykorzystujemy wszystko, co mamy pod ręką. Wynajmujemy łodzie, samoloty i innych ludzi do pomocy. W ruch idą wiosła, maczety i złote monety. A jeśli nie mamy monet? Sprzedajemy sprzęt za pół ceny, czyli dwie maczety = jedna moneta.

Podczas naszej pierwszej tury mamy osiem kart startowych, dobieramy cztery i zagrywamy ile chcemy. Kart możemy użyć na trzy sposoby: jako potrzebny nam sprzęt, jako pieniądze albo jako pomoc na przyszłość. Czasem wybór jest prosty, czasem trzeba się zastanowić, czy lepiej przesunąć się o jedno pole teraz, czy o 6 później jeśli wynajmiemy samolot. Samolot starczy nam na jeden lot ale zaniesie nas daleko, ale jeśli przesunę się teraz, to zablokuję prostą ścieżkę przeciwnikom. Dylemat, ale niewielki.

Do tego otaczają nas góry i wulkany, które blokują nam drogę, ale dają spore bonusy, kiedy przejdziemy obok nich podziwiając ich majestat. W dodatku Heroes and Hexes, czyli Bohaterowie i Klątwy, dostajemy kolejne cudeńka w postaci… bohaterów i klątw. Bohaterowie dają nam stały, duży bonus, ale musimy zejść ze ścieżki aby ich odnaleźć. Klątwy natomiast są jak dziury w drodze, które możesz obejść dookoła i stracić czas, lub wskoczyć weń, przeklnąć (zostać przeklętym) pare razy, i biec w stronę kolejnej góry aby starać się z tej klątwy oczyścić.

El Dorado jest świetnym wprowadzeniem w deckbuilding. Minimum tekstu na kartach i jasna ikonografia sprawiają, że jest to zdecydowanie idealna gra rodzinna. Cel jest jeden – znaleźć El Dorado. Sposób jest jeden – przesuwasz się po planszy. Nie ma ukrytych ruchów, specjalnych mocy, czy teleporterów. Gra zrozumiała dla każdego, chociaż zalecany wiek to 10+, moim zdaniem to bardziej 8+.

Czy WARTO?

Wykonanie i estetyka – nie wiem jak będzie w przypadku polskiej wersji, ale wykonanie niemieckie, z którym miałam przyjemność się zetknąć było całkiem ok. – trzeba pamiętać, że jest to Ravensburger, zatem plansze są jakości puzzlowej. Ikony są łatwe do zrozumienia, grafiki są proste, ale cieszą oko. Łatwo rozróżnić klasy kart, na nich również widnieją proste, ale ładne grafiki.

Atmosfera i tematyka – temat ciekawy, tak i jak i podejście do niego. Jedyne, czego brakuje w grze o takim klimacie, to różnorakie bestie przeszkadzające nam w podróży (ale od czego jest Robinson Crusoe).

Regrywalność i skalowanie – tutaj mam problem. Za każdym razem, kiedy skończymy grę, chcę zagrać ponownie ALE wiem, że będzie to taka sama rozgrywka. Nie ma w tej grze aż tak wielu kart, różnorodność zatem jest dość kiepska. Wiadomo, jest losowość, bo nie wiemy jakie karty będziemy mieć w ręce, zatem będziemy obierać inne ścieżki za każdym razem. Skalowanie natomiast działa bez zarzutu, ponieważ przy dwóch graczach, do El Dorado muszą dotrzeć dwa pionki, a nie jeden jak to jest w przypadku rozgrywki na 3 lub 4 osoby.

Trudność i czas rozgrywki – jak wspomniałam, gra jest bardzo łatwa do opanowania, i dość szybka (rozgrywka powinna zamknąć się w godzinie). Czasem będzie decyzja czy dwie do podjęcia, ale to tylko dodaje smaku.

Ocena ogólna – dla mnie to jest solidne 8 w kategorii Rodzinnych Deckbuilderów. Jedna z tych gier, które są dobre jako podstawka, ale lepsze z dodatkiem.

Jeśli chcielibyście obejrzeć fragmenty rozgrywki oraz videoinstukcję, to zapraszam 🙂

0 Udostępnień