Little Town – pierwsze wrażenia
Po wielkim sukcesie Miasteczek (Tiny Towns) na rynek wchodzi gra o bardzo podobnym tytule – Little Town. Co znajdziemy w tym niewielkim pudełku? Czym zaskoczy nas mechanika? Czy między nami zaiskrzyło?
Miasteczka były jedną z tych gier, które mnie zauroczyły na początku i musiałam je mieć. Niestety, przy bliższym poznaniu okazało się, że między nami nie zaskoczyło – przeciwnie było u Matta. Im więcej grał, tym bardziej mu się podobało. Kiedy zobaczyłam tytuł Little Town moją pierwszą reakcją było „odważnie!”. Obawiałam się, że to będą podobne gry. Nie mogłam się bardziej mylić!
Little Town pojawiło się na naszym stole dzięki uprzejmości Portal Games.
Little Towns to worker placement, w którym sami sobie ustalamy to, co nasi robotnicy będą nam przynosić. Gramy na wspólnej planszy, na której budujemy małe miasteczko. Czy to kooperacja? Absoutnie nie! Mimo, że używamy tej samej planszy, cała reszta jest totalną walką o punkty.
Podczas naszej tury możemy albo wysłać pracownika na planszę, albo zbudować budynek. Budowanie jest proste, płacimy koszt w zasobach i/lub monetach, kładziemy płytkę na wolnym miejscu na planszy i stawiamy na niej domek naszego koloru, po czym zdobywamy punkty. Wysyłanie mepli – to tu dzieją się ciekawe rzeczy. W każdym do tej pory mi znanym worker placement wysyłałam pracownika na pole na planszy i dostawałam jeden czy trzy zasoby. Tutaj każde pole może nam dać dużo więcej, bowiem każdy mepel zbiera z planszy to, co go otacza. W najlepszym wypadku możemy mieć 8 zapełnionych miejsc obok naszego pracownika, i te miejsca zapewnią nam różnorakie dobra.
To, co dostaniemy ustalane jest przez nas, determinują to budynki, które postawimy na planszy. Nasze własne budowle zapewniają nam darmowe bonusy, natomiast aby użyć konstrukcji przeciwników musimy im zapłacić. Pieniądze jednak są dość pożądanym dobrem w Little Town. Nie ma wielu opcji na ich bezpośrednie zdobycie, większość dzieje się na zasadzie wymiany. Nasze zasoby jednak są dość cenne, kamieni i drewna używamy do budowy, natomiast ryby i zboże karmią naszych pracowników – Uwe, czy to Ty? Każdy głodny mepel zabiera nam aż 3 punkty, więc nie można sobie na to pozwolić.
Każdy z graczy dostaje również prywatne cele, kóre jeśli zrealizowane, dadzą nam dodatkowe punkty. Niektóre budynki również dają nam dodatkową możliwość punktacji na koniec gry.
Gra trwa cztery rundy, gracz z największą liczbą punktów wygrywa.
WYKONANIE I PREZENTACJA
Pudełko Little Town jest małe i nie jest pełne powietrza, w końcu trzeba w nim zmieścić planszę. Dodatkowo po spakowaniu zostaje miejsce – na dodatki? 😉 Plansza i płytki tekturowe są dobrej jakości, takiej, jakiej się spodziewaliśmy. Jeśli chodzi o elementy drewniane to mamy mieszane uczucia. O ile meple, domki i gwiazdki robią świetne wrażenie, to kostki zasobów nadal pozostają tylko kostkami – ALE nie bez powodu – ikonografia na płytkach i kartach dzięki temu jest bardzo czytelna.
ATMOSFERA – TEŻ TA PRZY STOLE
Little Town plasuje się w dość oryginalnej kategorii euro-fillerów. Mix oryginalnej mechaniki i ślicznych grafik niezawodnej Sabriny Miramon daje nam przyjemną dla oka pozycję, która na pewno rzuci się w oczy. Jakiej atmosfery można się doszukiwać w euro o budowaniu wioski? Przy grach tego typu raczej mówimy o atmosferze panującej przy stole, a ta potrafi natrzeć nosa. Little Town odznacza się bardzo ciekawym mechanizmem używania budynków innych graczy, za oczywistą opłatą, ale pozwala też na blokowanie miejsca na planszy, aby nasi współgracze nie mogli użyć jego pełnego potencjału. Z jednej strony jest to planowanie i budowanie jak najlepszych miejsc dla naszych własnych pracowników, z drugiej trzeba uważnie się przyglądać temu, co robią przeciwnicy. Czasem może się okazać, że bardziej niż zdobycie czterech zasobów, opłaca się otrzymanie jednego zasobu i zablokowanie trzech potencjalnych dóbr, które nasz przeciwnik dostałby za darmo.
REGRYWALNOŚĆ I SKALOWANIE
Liczba płytek budynków jak i kart celów jest ograniczona, ale to nie przekłada się zupełnie na grywalność Little Town. Za każdym razem losujemy inne 12 budowli, które będą dla nas dostępne do skonstruowania, otrzymujemy też różne karty prywatnych celów. Ten mix daje nam na pewno kilkanaście unikatowych rozgrywek. Gra również jest dobrze skalowalna, gdyż im mniej jest graczy, tym mamy więcej mepli. Wszystko zależy też od nastawienia graczy, czy będą nas blokować, czy skupią się na własnych budynkach.
TRUDNOŚĆ I CZAS
Zasady Little Town są bardzo proste, jedyne co sprawiło nam kłopot to ikonografia na niektórych płytkach – trzeba było zaglądać do instrukcji. Również używanie znaku > było inne niż to, które znam ze szkoły – tu „>” oznacza wymianę czegoś na coś, i mimo, że było jasne co dany budynek robi, mieszało mi to trochę w mojej logicznej półkuli. W Little Town gra się szybko, 4 rundy i ograniczona liczba akcji i miejsc na planszy sprawia, że ta pozycja się nie dłuży. Dwuosobowa rozgrywka zamyka się w 20 minutach, myślę, że 45 minut na pudełku na czterech graczy to trafiony czas.
OSTATNIE SŁOWO
Matt (wygrał pierwszą rozgrywkę) – Little Town to bardzo interesująca gra, która zawiera w sobie ładne grafiki, ciekawe mechanizmy i proste zasady. Nie mamy wielu gier, które są euro-fillerami, więc fajnie, że Little Town z nami zostanie. Mimo, że ta gra sama się nie rzuca w ręce z półki, cieszę się, że na naszą trafiła. Nie jest to perełka ani szczyt innowacji, ale jest wystarczająco dobra.
Alicja (wygrała drugą rozgrywkę) – o Little Town dowiedziałam się całkiem niedawno. Trzymałam się od niej z daleka, bo nazwa za bardzo mi przypominała Tiny Towns, z którymi lubimy się coraz mniej. Cieszę się jednak, że miałam okazję się z nią zapoznać. Little Town to przyjemny filler, który potrafi też nieźle sfrustrować. Sięgnę po nią kiedy będę miała chrapkę na euro, ale nie będę miała wiele czasu.